Pierwsze spotkanie z
projektantem jest jak Randka w Ciemno. Może być fajnie, a może być totalna
klapą. Jak zawsze w takich przypadkach ważna jest chemia.
Poniżej trzy rady jak
wybrać kogoś, kto w walce o lepsze jutro udzieli nam wsparcia przez wiele
wspólnie spędzonych miesięcy.
Komunikacja
Projektowanie domu naszych marzeń, to proces bardzo intymny. Wybierając osobę której powierzymy rodzinne tajemnice, opowiemy o naszych zwyczajach, warto jest zdobyć się na szczerość. Nie udajmy kogoś, kim nie jesteśmy , śmiało mówmy o swoich upodobaniach, preferencjach i gustach. Nie wypierajmy niewygodnych pytań, szukajmy odpowiedzi. Projektant to nie wróżka, która czyta w myślach. To my jesteśmy źródłem informacji. Im więcej o sobie opowiemy, tym większa szansa, że koncepcje architekta spełnią nasze oczekiwania. Ujawniajmy także prawdę o budżecie, jaki przeznaczyliśmy na budowę. Nie ma sensu tracić czasu na projektowanie zbyt kosztownych rozwiązań i obopólne rozczarowanie, że nie można ich zrealizować środkami niższymi o połowę. Pamiętajmy, że istnieje korelacja pomiędzy wielkością budżetu a efektem projektu. Nie warto także zatajać faktu, że budżet jest wyższy niż przeciętny, to krępuje wyobraźnię i podobnie jak w cytowanym wyżej przypadku prowadzi do frustracji obu stron. Ostatecznie chodzi o nasz komfort, a nie kolejne źródło stresu.
Zaufanie
Zważywszy na fakt, że spędzimy ze sobą kilka do kilkunastu miesięcy musimy mówić tym samym językiem, czuć do siebie zaufanie i najlepiej się polubić. Zbudowanie zaufania Inwestora to najtrudniejsze zadanie dla wynajętego fachowca. Musi przedstawić propozycje spójne z preferencjami Klienta- ostatecznie dom skrojony ma być "na miarę" Inwestora, a nie projektanta. Z drugiej strony projektant musi tę miarę twórczo rozwinąć, wnieść kreatywny wkład, zaproponować coś więcej niż Inwestor mógłby stworzyć samodzielnie. Z moich doświadczeń wynika, że granica pomiędzy narzucaniem własnych wizji, a słuchaniem briefu Klienta za każdym razem leży w innym miejscu. Obie strony muszą iść ramię w ramię i nie bać się otwartej dyskusji, w tym konstruktywnej krytyki. Ścieranie się opinii i zdań to normalna część twórczego procesu, prowadzącego do realizacji wymarzonego celu. Pamiętajmy, że cel jest wspólny, architekt jest naszym sprzymierzeńcem a nie przeciwnikiem. Ostatecznie dlatego go zatrudniamy.
Zadania domowe
To, że pomaga nam projektant nie oznacza, że będziemy zupełnie zwolnieni od roboty. W początkowym okresie współpracy będziemy zmuszani do robienia prasówek, kolekcjonowania fotografii wymarzonych wnętrz, pisania listów do św. Mikołaja, co chcielibyśmy mieć gdyby pieniądze nie były przeszkodą i innych męczących analiz. Im lepiej odrobimy te lekcje, tym większą szansę mamy na medal na mecie. W kolejnych etapach warto jest odsunąć się z frontu walki i uzbroić w cierpliwość. Budowa to puzzle składające się z wielu części, a całość obrazka widzimy dopiero po ułożeniu ostatniego kawałka, nie oceniajmy pracy na półmetku, dajmy szansę fachowcom na dokończenie dzieła. Ostatecznie dlatego im płacimy.