wtorek, 10 czerwca 2014

Robotyka, robotyzacja itp... czyli Nowoczesność w Domu i Zagrodzie

Wyznam od razu - nie jestem kobietą nowoczesną.  Iphone, Ipad ze starym oprogramowaniem i automatyczna skrzynia biegów wyznaczają granice poza które nie wykraczają moje zainteresowania. Inteligentny dom i więcej niż jeden pilot do telewizora przerastają mnie już na starcie. Poddaję się bez walki nie próbując zgłębić kwestii wypożyczania filmów w Netii. No ale jak zawsze od reguł są wyjątki.


Nie wiem czy pamiętacie mój post o basenach, pisanego rok temu o podobnej porze roku. Upał, weekend i relaks. Oczka wodne versus regularne prostokątne kształty? idealny letni mariaż zieleni i błękitu? 


Domowy basen oprócz oczywistych zalet ma swoje cienie - brak pool boya, który regularnym ruchem szczotki na długim kiju niczym wenecki gondolier czyściłby codziennie głębiny naszego błękitu abyśmy mogli bezpiecznie wskoczyć w toń bez obawy złapania ciężkiego bakteryjnego zakażenia. Jak się okazuje życie nie znosi pustki, a postęp nie omija żadnej niszy. Czytałam o basenowych robotach które w rejonach Beverly Hills odwalają tę niewdzięczną pracę, ale jako że mam już swoje lata -tym kapitalistycznym bajkom nie dawałam wiary. A tu - niespodzianka! Dzięki wiedzy jaką niesie Internet oraz pomocy kilku zaprzyjaźnionych osób w drodze private import stałam się właścicielką robota, który  z niewzruszoną determinacją skutecznie szoruje mój raj na ziemi wspinając się niczym James Bond po pionowych ścianach błękitnej gumy.


Niesamowite urządzenie, proste w obsłudze,  wymaga tylko przedłużacza  i kontaktu, oraz włączenia jednego z dwóch (nie pięćdziesięciu) programów, a dzięki wbudowanemu timerowi wyłącza się sam. Dodatkowo politycznie poprawne w erze gender. Czuję kobiecą satysfakcję jak sobie tak leżę i patrzę jak ON pracuje podczas kiedy JA odpoczywam.  Szczerze polecam te zabawkę wszystkim szczęśliwym posiadaczom basenów, a sobie samej gratuluję technologicznego zaawansowania....



Wijący się kabel prowadzi artystyczny dialog ze swoim cieniem, a ja przypominam sobie basenowe grafiki ikony brytyjsko/amerykańskiej sztuki nowoczesnej Davida Hockneya.


piątek, 6 czerwca 2014

Czarodziejski Ogród

Bardzo lubię zieleń, ale nie dzikie chaszcze i bezładnie rozrzucone wielobarwne plamy kwiatów. Wyjazd w tzw. naturę budzi we mnie konsekwentną potrzebę uporządkowania przestrzeni po swojemu. Kolorowe grządki  powodują cichą niechęć a mieszanka czerwieni, żółcieni i pomarańczu  chęć natychmiastowej ucieczki.

Ciekawe co psychiatra miałby na ten temat do powiedzenia. Horror vacui? Lęk przed wolnością?


Z naturalnej oferty wybieram ogród przez duże O.


Architektonicznie  przystrzyżone bukszpany, wyreżyserowane kępy traw na tle wymanikiurowanego trawnika, proste pnie drzew z uformowanymi koronami górującymi nad planem pierwszym, drugim i najchętniej trzecim roślin w różnych odcieniach zieleni.  Tak jak toskańskie wzgórza tonące w perspektywie powietrznej tak uporządkowane roślinne pasma odchodzące w dal kolejnymi, coraz to bardziej bladymi pasmami. To mój ideał.

W moim ogrodzie nie gra się w gałę, nie biega po trawie, nie huśta na kolorowych plastikowych huśtawkach ani  nie ma się piaskownicy w kształcie zielonego (plus dla producenta) żółwia. Są  za to eleganckie ławeczki, posągi, fontanny, sadzawki i długie perspektywy regularnych, zadbanych żywopłotów. Labirynty, biały żwirek chrzęszczący pod stopami (niewygodny, ale szykowny) szum liści i błękit nieba. 


Rano lub wieczorem piknik. Obrus na trawie, smukłe kieliszki i białe wino, gaspachio i bagietka, letnia sukienka i wygodne poduszki. Trochę wstyd, że to nie gitara porusza moją wyobraźnię, ani ognisko z kiełbasą i OFF na komary.... ale kierunek Downtown Abbey..., cóż - pomarzyć można .....


Klika  lat temu stanęłam sama przed dylematem jak stworzyć geometryczny ogród nie mając hektarów malowniczych pastwisk i  historycznej nieruchomości sprzed kilku stuleci. Okazało się że wystarczy kawałek trawnika,  brak taniego sentymentalizmu i kilka zakazów.

W punktach:

NIE sadzimy kwiatów, albo tylko pewne gatunki w wyraźnie wyznaczonych miejscach i np tylko białe.

NIE kupujemy tuj i rododendronów. Kupujemy bukszpany, laurowiśnie (trudne do zimowania w naszym klimacie), ostrokrzewy, cisy i inne rośliny które można przystrzygać, wraz z zestawem środków ochrony roślin, rozpylaczem i sekatorem.

NIE trwonimy czasu na czytanie kryminałów w stylu Gry o Tron. Czytamy książki o żarłocznych przędziorkach, podstępnych grzybach i innych szkodnikach, które w jedną noc mogą zniszczyć nasze starannie pielęgnowane rośliny.

NIE przesadzamy choinki po Bożym Narodzeniu bo żal jej wyrzucić, za to sadzimy strzyżone graby i  ukrzyżowane platany, które nie będą rozrastać się bezładnie zasłaniając połowę światła w naszym małym ogródku.


NIE działamy impulsywnie. Planujemy długofalowo, nie poddajemy się kaprysom chwili w kwestii dosadzania roślin sezonowych, jesteśmy gotowi czekać na efekty.


NIE rezygnujemy z trawnika. Płaska plama regularnej zieleni dobrze podkreśla  kształty innych wybujałych roślin. Działa zasada kontrastu. Jak w życiu.