piątek, 15 kwietnia 2016

Maison et Objet


Wpadła mi ostatnio w ręce niezwykła ksiązka : 40 années chez Isabelle et Hubert d'Ornano  - wspomnienia ich kucharza Gérarda Gausset , którym towarzyszy zbiór imponujących fotografii ilustrujących życie prywatne słynnej arystokratki i właścicielki imperium kosmetycznego Sisley.

"40 années chez Isabelle et Hubert d'Ornano"

Isabelle i Hubert d'Ornano

Sky is the Limit

Oglądając zdjęcia słynnego apartamentu pełnego niezwykłych kolekcjonerskich przedmiotów nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tytułowy "Objet" i jego rola w naszym "Maison" jest, albo może być, gigantyczna. Wnętrza i plenery , szkło i zastawa stołowa, portrety reprezentacyjne i prywatne,  tłumaczą znaczenie sformułowania "kultura materialna". Designerska mieszanka kosmopolitycznej  historii, nieograniczonej fantazji, starych pieniędzy i artystycznego wyrafinowania to przykład prawdziwej duchowej awangardy. Ślimaki wspinające się po wyłożonych drogocennymi tapetami ścianach, w towarzystwie licznych dzieł sztuki burzą stereotypy, wyznaczając boho kierunek, w którym forma przeważa nad funkcją, a miłość do przedmiotu nad logiką.


fot. haute.decoration.over-blog.com

fot. haute.decoration.over-blog.com

fot. haute.decoration.over-blog.com

fot. haute.decoration.over-blog.com

fot. haute.decoration.over-blog.com

fot. haute.decoration.over-blog.com

fot. haute.decoration.over-blog.com
 
Pełne przepychu wnętrza zdobią rozliczne trofea z całego świata. 


Byt określa świadomość

Starej prawdy, że punkt siedzenia warunkuje punkt widzenia nie da się przeskoczyć. Zgrzebna przeszłość odcisnęła swoje piętno. Przeczucie, że standard wielofunkcyjnej meblościanki, juki w chińskiej doniczce i skandynawskich foteli kontika  nie wyczerpuje możliwości w kształtowaniu najbliższego otoczenia, przedzierało się w mojej głowie bardzo powoli - wraz z transformacją ustrojową i paszportem leżącym na stałe w szufladzie. 

Do niedawna twardo stałam na stanowisku, że kraj skąd pochodzę i rdzennie polskie korzenie nie predestynują do estetyki multikulti a we wnętrzach, tak jak i w życiu, obowiązuje monokultura i dyscyplina. Ograniczona paleta barwna, jasne podziały, jednorodne materiały, konsekwentne, zrównoważone formy.... i brak niepotrzebnych, pozbawionych funkcji przedmiotów. Jak na wychowaną w 65 metrowym mieszkaniu osobę przystało, pusta przestrzeń wydawała mi się największym luksusem.


Pamiątki z podróży 

Nigdy nie uległam pokusie zwożenia pamiątek, uważając że tak jak wino Retsina jest pijalne tylko w Grecji, tak figurka Buddy na warszawskim kominku wygląda słabo i pretensjonalnie. Świadomość, że lokalny przemysł turystyczny masowo produkuje fałszywe "starożytne" papirusy i skarabeusze, w biały dzień robi w balona rzesze naiwnych turystów, zniechęcała mnie  do zakupów. Tandeta  indonezyjskich kotków i afrykańskie maski na ścianach rodzimych M3 działały na mnie jak płachta na byka. 

Do przełomu doszło w czasie ostatniej wyprawy. Birma – kraj, gdzie turyści ciągle są atrakcją dla tubylców. Rolnicze plenery rodem z Chełmońskiego, zapomniane świątynie z Indiany Jonesa, produkcja przemysłowa jak w Ziemi obiecanej Wajdy. Dobytek ludzki składający się z metalowej miski i trzech pasów tkanin, zanurzonych w malowniczym buddyjskim kolorycie. Domy złożone z wyplatanych z liści ścian, zupełnie bez mebli.  Można powiedzieć - prawdziwy minimalizm. Nie z branżowych magazynów, w których przemądrzałe paniusie rozpisują się o trendach ale taki Minimalizm życiowy, czyli nic nie mają ci ludzie. Eko plecionki to też nie wynik mody, tylko braku innych możliwości i gorącego klimatu.










Egzystencjalne refleksje na temat biedy i bogactwa, skromności i bohemy, pustki i natłoku skłoniły mnie do intelektualnego melanżu. W ślad za spirytualną rozterką idzie poszukiwanie własnej estetycznej tożsamości i chęć nadania otoczeniu skomplikowanego osobistego rytu. 


Pękłam. Bombardowana wrażeniami o nieznanej dotąd sile rażenia, z podbudową ideologiczną o "wsparciu" lokalnej społeczności zachodnią  walutą, zakupiłam wielki, dziwaczny w kształcie pojemnik z laki w koralowym kolorze. Targałam go w dwóch pudłach przez całe dwa tygodnie, a potem lotem wielokrotnie łączonym w niewygodnym bagażu podręcznym. Etno-durnostojka stoi na szafce w moim  domu. Niemożliwe stało się możliwe. Samotnie wygląda trochę głupio, przydałoby się coś jeszcze do kompletu. Grozi początkiem nowej ery w moim życiu. Zbieractwo - nie sądziłam ze kiedykolwiek spojrzę życzliwie na temat.

 Moja "durnostojka"




Dobra zmiana

fot. via Pinterest

fot. via Pinterest

fot. interiorator.com/yves-saint-laurent-interiors/
fot. lauracaseyinteriors.com

fot. via Pinterest

fot. via Pinterest

fot. via Pinterest

fot. via Pinterest

Do hrabiny d'Ornano daleko jak na Księżyc, nieznośna lekkość bytu onieśmiela. Nieosiągalny status intelektualno-finansowy rozbudził moje zainteresowanie innym sposobem myślenia. Oglądam wnętrza pełne tajemniczych object de curiosities,  wertuję przykłady eklektyzmu z przedmiotem w roli głównej, studiuję kultowe mieszkanie Yves Saint Laurent i Pierre Bergé, w którym przedmiot staje się podmiotem. Zachwycam się zgromadzonym tam natłokiem piękna coraz bardziej. Coś się zmieniło... starzeję się?